poniedziałek, 14 grudnia 2015

Kasza gryczana ze szpinakiem i jajkiem


Sobota.
Zaczyna się wyczekiwane przez pięć dni tzw. "wolne". Pobudka. "Mamo kiedy wstajemy?". Kurcze już? Nie mogę się ruszyć z łóżka ale w głowie już się kotłuje ile jest do zrobienia, żeby nadgonić tydzień. Po chwili wewnętrznej walki wstaję. Zaczyna się maraton. Odsłanianie okien, podlewanie zabiedzonych kwiatków. Bieganie między pokojami, łazienkami, kuchnią. Zbieranie ubrań i pozostawionych szklanek z niedopitymi resztkami. Wszędzie kurz, wszystko do sprzątania. Sterta prasowania z zeszłego tygodnia i prania po kolejnym. Śniadanie i obmyślanie co dalej: jak pójdę na zakupy to nie zdążę na czas z obiadem. Jak nastawię pranie i poprasuję to zaraz zamkną sklepy. Na poczcie czekają do odebrania przesyłki z całego tygodnia. Odbiór zajmie mi godzinę (zawsze kolejki). Jak wyjdę na pocztę, to nie zdążę posprzątać. Nieustanna kalkulacja i szeregowanie zadań. (I pomyśleć, że przedmiot "szeregowanie zadań" miałam na studiach. W niczym mi to nie pomaga.) Po śniadaniu biorę się za sprzątanie łazienek. Uwagę przykuwają brudne fugi, zaczynam czyścić, 10 min i zaledwie kawałek. W takim tempie nie dam rady. Porzucam czyszczenie fug, żeby zdążyć na pocztę, ale przypominam sobie, że miałam umyć włosy, ale jak umyję i wysuszę nie zdążę na pocztę... na szczęście tym razem sezon czapkowy mnie ratuje.

sobota, 21 listopada 2015

Ciastka z orzechów włoskich z czekoladą


Kiedy zobaczyłam te ciasteczka bez mąki na blogu o-smaku od razu trafiły na listę, jak to się mówi w informatycznym slangu, "tudusów" (od komentarza TODO, który często jest zamieszczany w kodzie i czasami widnieje tak latami, zupełnie jak moje przepisy na owej liście). Głównym składnikiem jest masło z nerkowców, ale w mojej kuchni nerkowce goszczą rzadko, natomiast to, czego mam pod dostatkiem to orzechy włoskie. Z jednej strony użycie masła z innych orzechów na pewno mocno zmienia smak ciastek z drugiej natomiast nie powinno mieć większego wpływu na udanie się przepisu.

"Masło" z orzechów włoskich zrobiłam mieląc dokładnie w małym malakserze niecałe 180 g orzechów i dodając 2 łyżki oleju z pestek dyni. Oleju dodałam, bo masa w porównaniu z masłami kupnymi wydawała mi się mniej tłusta. Konsystencję trzeba ocenić wzrokowo, może nie zawsze dodawanie tłuszczu będzie konieczne a może kupicie gotowe wyłuskane orzechy i będą tak suche, że trzeba będzie dodać go więcej. Nie musi być to też olej dyniowy. Ja wybrałam ten ze względu na orzechowy posmak, ale może być dowolny inny. Żeby przełamać smak orzechów dodałam też trochę naturalnego ekstraktu pomarańczowego.

U mnie nie są też to już ciasteczka bez mąki, bo w obawie o konsystencję (może niesłusznie) dodałam do nich trochę mąki. Zmieniłam też nieco sposób przygotowania i ucierałam jajko z cukrem jak to robię chyba we wszystkich ciastkach gdzie dodaję jajko.

Ciastka są bardzo smaczne a przepis jest prosty i przyjmuje wiele modyfikacji. Zachęcam do wypróbowania.



 

wtorek, 10 listopada 2015

Ciastka z fasoli z czekoladą


Miałam nie dodawać tego przepisu, bo zrobiłam na szybko dwa zdjęcia i wyszły jak wyszły... Niestety sezon wirusowo-bakteryjny znowu daje nam się we znaki i nic innego w międzyczasie nie zdążyłam obfotografować. A przecież nie mogę rzeszy czytelników pozostawić tak długo bez przepisu. (No dobra, trochę się nabijam z takich tekstów na blogach). Niech więc będą te fasolowe ciasteczka - na przetrwanie. 

Przepis pochodzi z bloga erVegan. Miałam wrażenie (ale wywnioskowałam to tylko ze zdjęć), że moje wyszły bardziej wilgotne. Wiedziałam, że użyłam innej fasoli - adzuki i podejrzewałam, że różne rodzaje fasoli różnią się zawartością np. skrobi, co mogło mieć pewien wpływ na konsystencję ciastek. Zrobiłam więc kolejne dwie porcje z różnymi modyfikacjami: dodawałam skrobię, cukier, orzechy ale te dodatki nieznacznie wpływały na konsystencję ciastek. Ale chociaż nie są one chrupiące tak jak te pieguski albo te stempelki, to przypominają za to inny przysmak: wilgotne brownie. Myślę, że upieczone blaty z fasolowego ciasta świetnie nadałyby się jako zastępstwo biszkoptów w torcie, nie tylko dla osób będących na diecie bezglutenowej.

Fasola adzuki (azuki), której użyłam, jest tradycyjnie wykorzystywana w kuchni wschodniej do deserów, ale jak dotąd nie miałam na nią pomysłu. Zrobiłam z niej tylko raz lekko słodki farsz do naleśników z bananem i rodzynkami i doszłam tylko do tego, że jest świetnym wypełniaczem. Ale co najważniejsze: ciastka nie miały smaku fasoli, jak to podobno bywa, kiedy się je zrobi z czerwonej fasoli z puszki.

Większość ciastek zjadł mój syn, który nigdy w życiu nie zjadł nawet łyżeczki fasoli. Ale nie oszukujmy się, nie jadł ich dla fasoli ale dla czekolady. Może dobre i to.

piątek, 23 października 2015

Pierogi z kaszą gryczaną, dynią i boczniakami



Jesienią zawsze przychodzi mój czas na pierogi. Mogą być tradycyjne: z mięsem pozostałym z rosołu, ruskie, z kapustą, ale częściej mam ochotę na jakieś nietypowe, najlepiej warzywne. 

Farsz z dzisiejszej propozycji składa się z czterech głównych składników: kaszy, boczniaków, cebulki i dyni. Dynia jest niezbędna, nie dlatego, że bardzo wpływa na smak, ale dlatego, że zamienia rozsypującą się masę w elegancki, dobrze trzymający się farsz, którym łatwo nadziewać ciasto.
Podstawowa masa może być na początku nieco mdła (tym bardziej jak nie dodamy mięsnej wkładki). Szczególnie użycie niepalonej kaszy gryczanej to dla mnie spore wyzwanie. Jest ponoć bardzo zdrowa ale też dość niewyraźna w smaku, a wiadomo, że do pierogów farsz musi mieć charakter. Napiszę czym ją doprawiłam, żeby uzyskać satysfakcjonujący dla mnie efekt, ale może Wasze głowy i kuchenne szuflady skrywają ciekawsze ingrediencje? Jakieś tajemnicze mieszanki, które zamieniają każdą niewyraźną masę w kulinarne cudo?

piątek, 9 października 2015

Tarta cytrynowa i wypieki uboczne.


Idealną mini tartę cytrynową kupiłam niegdyś w cukierni Lukullus. Kruche ciasto, cudowny, delikatny, cytrynowy krem i włoska beza. Niebiańska tarta Limoncello. Chciałabym umieć zrobić podobną. Godzinami przeglądałam przepisy, żeby znaleźć taki, który jak najwierniej odzwierciedli tamto wrażenie smakowe. Ostatecznie zaufałam przepisowi M. Rouxa. Niestety w czasie realizacji czekały na mnie niespodzianki wynikające z błędów w przepisie i mojej nieudolności. Jakoś się udało doprowadzić wszystko do końca, ale przy okazji upiekłam jeszcze osobno krem cytrynowy i kruche ciasteczka. Kruchego ciasta celowo zrobiłam więcej a masa cytrynowa po prostu nie zmieściła mi się do tarty. Powinno być jej dwa razy więcej, ale nie bardzo radzę sobie ze zrobieniem wysokich brzegów. Zawsze gdzieś ciasto się ześlizgnie. To znaczy pewnie bym sobie poradziła, gdybym wcześniej pomyślała jakie to jest ważne, ale dotychczas się tym nie przejmowałam, bo z tartami takimi ja ta albo ta nie było kłopotu. Jednak tym razem rzadka masa wylewała się przez pierwszy napotkany uskok. Myślę, że należy ciasto „zahaczać” za brzeg formy, żeby brzegi nie opadły w trakcie pieczenia.

Nie, nie wyszedł mi mój wzorzec cytrynowej tarty. Krem był gęściejszy i nie miałam już siły na włoską bezę, tym bardziej, że nie mam doświadczenia w jej robieniu. Ale i tak tarta wyszła zadziwiająco smaczna. Może po prostu w ogóle jestem fanką tart cytrynowych? Albo tak niewiele trzeba by tarta cytrynowa była pyszna?
Nie wiem ale niedługo wypróbuję inny przepis i sprawdzę

... a tę z Lucullusa najwyżej znowu sobie kupię.

środa, 16 września 2015

O jajkach


 
Dla mnie, wychowanej na babcinych darach ze wsi, kupno dobrych jajek zawsze było bardzo ważne.  Miało mi to ułatwić oznaczenie: "trójki", "dwójki", "jedynki", "zerówki". Ale kiedy w jednym miejscu widziałam razem wszystkie możliwe jajka, miałam wątpliwości jak bardzo różniły się warunki chowu "jedynek" i "trójek". To może jajka "od baby"? Z wiklinowego koszyka wyściełanego słomą... a może to jaja "marketowe" ze zmazanymi pieczątkami? albo niezbyt świeże?
Na szczęście nie mam tych dylematów odkąd moja teściowa zamieszkała na wsi. Kur dookoła pełno ale ona nie każde jajka weźmie. Te nie, bo kury dostają nie taką paszę, te też nie bo chowają się przy ulicy, tamte też nie, bo duża ferma i kury może i pieczątki z jedynkami dostają, ale są stłoczone, bez źdźbła trawy i jedzą to samo co kury klatkowe. I tak rozpieszcza nas wyselekcjowanymi jajami ze wsi. Najlepszymi z najlepszych.

sobota, 5 września 2015

Szakszuka

 

Postanowiłam wprowadzić coś nowego do moich weekendowych, przeważnie jajecznych śniadań. Postawiłam na szakszukę, którą widywałam często na wielu blogach, zastanawiając się co powoduje takie zachwyty nad tym prostym daniem. I w zasadzie dokładnie Wam nie powiem, ale dla mnie genialne jest to płynne żółtko, tworzące wraz z pomidorami pyszny sos, w którym z lubością zatapiam kawałek pieczywa.
Wariantów dania jest wiele, mnóstwo różnych przypraw i dodatków. Ja na razie poprzestaję na jednej z najprostszych wersji: czosnek, świeżo ususzone oregano i świeża bazylia wystarczają mi zupełnie. Najważniejsze dla mnie jest żeby żółtko było płynne. Wiele przepisów nakazuje zrobić "dołki" w pomidorach i tam wbijać jajka. Ja jednak zauważyłam, że wbicie jajka na dno patelni powoduje, że żółtko bardzo szybko się ścina, można więc zrobić małe wgłębienie ale polecam jednak jajka wbijać na pomidory.

środa, 12 sierpnia 2015

Pasta z bobu a'la hummus.



Obrany bób przerobiony na różnorakie pasty jest przepyszny. Ja najczęściej robię wersję z ricottą, która potem może stać się nadzieniem pierogów z bobem lub wersję a'la hummus, którą dzisiaj prezentuję.
Właściwie mogłabym napisać tylko tyle: w ulubionym przepisie na hummus podmień cieciorkę na obrany bób. Jeżeli masz, dodaj drobno posiekane świeże oregano. Ale dla tych, co hummusu nie robią, podaję orientacyjny przepis i zachęcam do spróbowania. Koniecznie pamiętajcie też o kilku ulubionych dodatkach. One nadadzą przekąskom jeszcze lepszego smaku.

niedziela, 5 lipca 2015

Węgierska zupa rybna



Wróciłam z urlopu przywożąc przepis na zupę rybną. Jadłam ją w wielu miejscach ale nie we wszystkich mi smakowała. Czasami otrzymywałam zagęszczoną mąką, śmietaną i makaronem breję. Ta jest letnia i lekka. W menu widniała pod nazwą "węgierska zupa rybna" i tak napisałam, aczkolwiek jedzona była w Polsce, więc nie wiem ile ma wspólnego z rzeczywistą kuchnią węgierską. Na pewno była ostra, było w niej sporo papryki i jeszcze jeden rzadko spotykany składnik: liście selera korzeniowego. Dokładniej pisząc, to przywiozłam nie przepis a wspomnienie smaku. Ponieważ receptura jest odtworzona, więc może nie jest to identyczna zupa jaką jadłam, ale bardzo dobra i dla mnie idealna na lato. Zapraszam do eksperymentowania.

czwartek, 11 czerwca 2015

Zupa nie krem ze szparagów.


 
Lekka, delikatna, przepyszna zupa z białych szparagów. Dawniej przeważnie robiłam zupy kremy, ale tym razem zdecydowałam się nic nie miksować, bo moje dziecko za kremami nie przepada. Zupa ma niewiele składników, jest bardzo prosta, jedyny sekret to ugotowanie jej w taki sposób, by szparagi się nie rozgotowały i pozostały przyjemnie chrupiące.

wtorek, 2 czerwca 2015

Słodki winegret i przykłady zastosowania.


Pamiętam moje pierwsze zderzenie z sosem winegret: pierwsza "nowoczesna" książka kucharska (którą dostałam od dziewczyny, której udzielałam korepetycji z matematyki) a w niej przepis na słynny sos: miska przetarta czosnkiem, sól, łyżka octu winnego i trzy łyżki oliwy. Jakżeż wielkie było moje rozczarowanie tym co otrzymałam... Byłam zdumiona, że to miała być ta klasyka nad klasykami, duma francuskiej kuchni.

niedziela, 3 maja 2015

Kopytka z jarmużem albo leniwe z warzywami


Na straganach już mnóstwo nowalijek a ja przerabiam jeszcze zeszłoroczne ziemniaki. Te co zostaną z obiadu zamieniam w kopytka, przemycając w nich inne warzywa. Można powiedzieć, że to takie warzywne leniwe. W tym sezonie hitem okazały się trzy wersje:
- z brukselką
- z jarmużem
- a już najlepsze powstały przypadkowo z totalnych resztek z glazurowanej marchewki oraz takiej brukselki. No ale jak nie miały być pyszne skoro znalazło się w nich wszystko co najlepsze: i troszkę czosnku i parmezanu i boczku.

Jedna sprawa jednak nie dawała mi spokoju: co zrobić, żeby nie trzeba było dosypywać do ciasta dużej ilości mąki. Warzywa gotowane albo blanszowane sprawiają, że ciasto jest bardzo mokre. Postanowiłam zatem rozdrobnić je bez gotowania. Na pierwszy (i na razie jedyny) ogień poszedł jarmuż. Siekanie nożem odpadło na przedbiegach. Spróbowałam za to rozdrobnić go nożami mechanicznymi czyli malakserem, tak jak robię pesto, ale okazało się, że bez dodatku oliwy mój malakser sobie z tym zadaniem nie poradził. Ostatnią deską ratunku była maszynka do mielenia i ta próba zakończyła się sukcesem. Taki "jarmużowy granulat" (z wyglądu, bo mokre toto) można dodawać do kopytek, naleśników, farszów, kotlecików, zamrozić czy przerobić na pesto, które dodamy do zupy czy makaronu.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Sernik z rosą albo z pianką. Prawie jak kupny.


W rodzinie mojego męża krąży taka pochwała, wspominana od czasu do czasu z uśmiechem: "prawie tak dobre jak kupne". Po niej następuje anegdota, jak to niegdyś taki tekst skierowała do mojej teściowej jej siostra, chcąc pochwalić jeden z jej wypieków. Jedząc ten sernik przypomniałam sobie o owym pochlebstwie Był rzeczywiście prawie jak z cukierni, dobrej cukierni, ale nie taki jak inne serniki, które robiłam. Może to przez dodatek mleka i zagęszczenie go skrobią, co spowodowało, że smak sera nie był taki intensywny. Oczywiście sernik był bardzo smaczny, bo przecież użyłam najlepszych składników: wiejskich jaj, świetnego tłustego sera, prawdziwej wanilii, ale zrozumiałam na czym polegają kupne serniki i ich papierowy smak. Mianowicie jeżeli ująć by połowę sera, zastąpić wodą i dodać jeszcze więcej skrobi to już w ogóle byłby jak kupny. Ciotka męża byłaby wniebowzięta. Ja jednak wolę pozostać przy "prawie". Sernik jest delikatny i ładnie się prezentuje, w sam raz na święta albo na rodzinną uroczystość. Powinien zachwycić większość ciotek, babć i teściowych, męska część rodziny też z pewnością nie pogardzi.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Tort makowo-kawowy. Świąteczno-urodzinowy.


Nie pamiętam kiedy ostatnio zrobiłam dwa razy taki sam tort. Przeważnie sprawa wygląda tak, że mam ochotę na jakieś połączenie smakowe i kombinuję. Robię notatki jakie smaki, w których warstwach umieścić i jakich produktów mogę użyć. Tym razem miałam ochotę na klasykę a czas świąteczny ku temu sprzyjał. Co było najgorsze? Nie mogłam się zdecydować. Czy zrobić orzechowe blaty (uwielbiam) i tort orzechowo-kawowy, czy orzechową masę a za to blaty makowe i tort makowo-orzechowy czy też może masę kawową i tort makowo-kawowy. Chodziłam, myślałam,  smak sobie wyobrażałam. W końcu decyzję podjęłam i zdecydowanie ten tort moją zachciankę spełnił. Mam nadzieję, że na dość długo bo torty robię na prawdę okazjonalnie.

piątek, 27 marca 2015

Baba z chleba żytniego. Sochaczewska.



Czy ktoś z Was dowiedział się w szkole co jadano na obiadach czwartkowych? Bo ja bym była bardzo ciekawa. Swojego czasu sporo czytałam artykułów o kuchni staropolskiej. Fascynował mnie ten temat. Na tle tych zainteresowań moją uwagę przykuła baba sochaczewska z chleba żytniego, wpisana na listę produktów tradycyjnych woj. mazowieckiego. Ponieważ mój mąż pochodzi z Sochaczewa postanowiłam z ciekawości upiec ją choćby jeden raz. Dla podtrzymania tradycji.

Trochę informacji o owym wypieku.

Przepis na babę z chleba żytniego został zaczerpnięty z rękopisu znajdującego się wśród zbiorów Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Walk nad Bzurą. Rękopis ten odnaleziono w budynku nieistniejącego dziś zajazdu sochaczewskiego. Brak jest w tym rękopisie oznaczenia daty jego powstania oraz autora, jednakże można przypuszczać, że była nią osoba pełniąca w zajeździe funkcję kucharza *

środa, 18 marca 2015

Stynka - ryba pachnąca ogórkiem. I o tym jakie ryby są najlepsze na świecie.


Miał być post pod tytułem "tania ryba" bo zaczęło się od świeżych szprotek: całe 7 zł/kg. Namierzyłam je już w zeszłym roku, przewertowałam przepisy, ale nim miałam sposobność zakupić sezon na nie minął. W tym roku się udało. Małe tanie rybki, przygotowane zgodnie z przepisem Nigelli zostały ocenione przez dziecko: "Mamo, te ryby są najlepsze na świecie." Wpadłam w osłupienie, bo rzadko kiedy słyszę z jego ust taki komplement o czymś, co nie ma w składzie czekolady.

Kolejna wizyta w sklepie w celu zakupu szprotek sprawia, że wychodzę ze stynkami. Pamiętałam je z jakiegoś programu Okrasy. Sprzedawca rozpływał się w zachwytach i nie ukrywał zdziwienia, że taki towar mu się trafił.  Rybki trochę droższe (chyba 20 zł/kg) ale taka okazja może się nie powtórzyć. 

Czekając na pociąg, ze stynkami w torbie, przeglądam przeterminowaną prasę za pół ceny i zauważam lutowy numer "Kuchni" gdzie na okładce widnieje tytuł "Stynka spod lodu. Zimowa ryba pachnąca ogórkiem."

środa, 25 lutego 2015

Cykoria duszona w maśle


Kolejne niezbyt łatwe i niezbyt popularne warzywo (po brukselce, brukwi i modnym jarmużu). Im dłużej trwa zima, tym bardziej się skupiam na takich wyzwaniach, opierając pokusie kupowania importowanych kalafiorów, brokułów, cukinii czy pomidorów. To warzywo lokalne i sezonowe więc należy z niego korzystać i teraz jest na to czas.

Cykoria popularna jest w przeróżnych sałatkach, albo jako "łódeczki" wypełniane pastami czy sałatkami, czasami jest bardziej ozdobą niż głównym składnikiem. Pierwszy przepis, do wykorzystania którego zużyłam wreszcie całą ich zakupioną tackę, to kompilacja przepisów z książki Julii Child "Francuski szef kuchni". Tej samej, z której robiłam już wielokrotnie m.in. wołowinę po burgundzku. O ile przepisy w niej są dla mnie nieco zamotane (dla wytrwałych na końcu podaję uzasadnienie na przykładzie, bo może tylko ja się czepiam), to ogólne wskazówki i rady uważam za bardzo przydatne, więc zacytuję te najważniejsze, bo może nie każdy wie (ja nie wiedziałam), jak się z cykorią obchodzić.

środa, 11 lutego 2015

Brukselka z patelni. Oswojona.



Mam taki wewnętrzny podział na łatwe i trudne warzywa. Łatwe to ziemniak, burak, marchew, fasolka, kapusta... Trudne to warzywa ostre (kalarepa, rzepa, brukiew) albo z goryczką (cykoria, brukselka) albo o trudnej konsystencji (łykowaty jarmuż). Istnieją dla mnie tylko w kilku odsłonach a czasami nawet w zaledwie jednej, np. z rzepy robię tylko surówkę, wielokrotnie testowany jarmuż uważam za zjadliwy tylko po dokładnym rozdrobnieniu jak w tych kotlecikach, kalarepę jadam tylko w zupie jarzynowej.

czwartek, 29 stycznia 2015

Zupa z brukwi na gęsinie i przypomniane warzywa


Zapomniane warzywa są ostatnio bardzo modne. Co tam zupa ziemniaczna czy ciasto marchewkowe, zupa z topinaburem i ciasto z pasternakiem to dopiero coś. Czy mnie ta moda również dopadła? Sama nie wiem ale ja po prostu zawsze kupowałam dziwne rzeczy, przynajmniej raz na spróbowanie, albo eksperymentuję z ich uprawą. Taka zwykła ciekawość. Możecie zobaczyć u mnie topinambur i pasternak, jarmuż, a także owoce; jagody kamczackie, pigwę i pigwowca ale przerabiałam też salsefię a nawet buraki cukrowe. Zresztą na swoje usprawiedliwienie mam też to, że ja to robiłam nim ta moda do mnie dotarła. Żółtą brukiew pierwszy raz kupiłam 3-4 lata temu i nawet nie bardzo wtedy wiedziałam co z nią zrobić. Jedyny przepis jaki wtedy znalazłam to prezentowana dzisiaj kaszubska zupa z brukwi na gęsinie. Zresztą nie tylko z brukwią miałam problem, w moim domu rodzinnym jadło się tak mało rodzajów warzyw, że dynia, brukselka, szpinak czy cykoria były dla mnie takim samym kulinarnym wyzwaniem jak jarmuż, salsefia, pasternak, topinambur czy właśnie brukiew.

Zastanawiam się też czasami dlaczego niektóre warzywa zniknęły z powszechnego użytku. Są teorie, że np. brukiew źle się kojarzyła: z biedą, głodem ale z tego samego powodu rzadkością powinny być też ziemniaki a przecież nie są. Może niektóre warzywa są trudne w smaku czy przygotowaniu? Brukiew jest twarda, ciężko się ją obiera a do tego ostrawa i mniej wszechstronna niż ziemniaki. Z drugiej strony dla mnie kalarepa też jest "trudna" a jednak powszechnie dostępna. Ciekawe czy macie jakieś teorie?

piątek, 16 stycznia 2015

Bigos bez mięsa

 

Bigos bez mięsa to dobry przykład jak ewoluuje kuchnia. Niegdyś bigos to było typowo mięsne danie bez kapusty. Potem pojawił się "bigos z kapustą" a już my nie wyobrażamy sobie bigosu bez kapusty, za to bez mięsa - owszem. Przedstawiam zatem bigos, który już niewiele ma wspólnego z pierwowzorem ale pewnie to, że tak jak klasyczny nabiera smaku długo gotowany i odgrzewany.

Właściwie mogłabym napisać bigos wegetariański a nawet wegański, ale ponieważ "wege" nie jestem może byłaby to hipokryzja albo nawet hipsterstwo? Napisałam więc po prostu bezmięsny. Tym bardziej, że nie zawsze jest on ściśle wegetariański, bo jeżeli akurat mam, to nie unikam dodatków nie-roślinnych i np. bardzo chętnie smażę cebulę na smalcu np. gęsim. Obowiązkowo też pamiętajcie o tym daniu po upieczeniu gęsi, niech Wam ręka zadrży gdyby przyszło Wam do głowy wylać nadmiar wytopionego tłuszczu. Takie resztki nadadzą temu prostemu daniu wyjątkowy smak.

wtorek, 13 stycznia 2015

Piernik staropolski cz II

Post na rozgrzewkę po długiej przerwie.

Ciasto na piernik staropolski oczywiście się doczekało. Dobrze, że jak zwykle zmniejszyłam ilość cukru o połowę bo dla mnie był w sam raz słodki. Piernik wychodzi na prawdę spory. Obdarowałam dwie rodziny i jeszcze nam zostało. Wielu osobom szczególnie przypadła do gustu masa orzechowa. Mi najbardziej smakowało samo ciasto w czekoladzie (warto użyć dobrej) ale byli też tacy co jedli piernik bez polewy. 

Przepisy różnią się między sobą ostatnim etapem. U jednych same upieczone blaty leżakują kilka dni inni przekładają od razu i piernik leżakuje pod obciążeniem. U mnie gotowy piernik zabezpieczony przed wysychaniem (zawinięty w papier i w folię) też wytrzymał długo i chyba nawet robił się coraz lepszy. Dlatego prace wykończeniowe można rozłożyć na różne sposoby, jak nam pasuje.