Zapomniane warzywa są ostatnio bardzo modne. Co tam zupa ziemniaczna czy ciasto marchewkowe, zupa z topinaburem i ciasto z pasternakiem to dopiero coś. Czy mnie ta moda również dopadła? Sama nie wiem ale ja po prostu zawsze kupowałam dziwne rzeczy, przynajmniej raz na spróbowanie, albo eksperymentuję z ich uprawą. Taka zwykła ciekawość. Możecie zobaczyć u mnie topinambur i pasternak, jarmuż, a także owoce; jagody kamczackie, pigwę i pigwowca ale przerabiałam też salsefię a nawet buraki cukrowe. Zresztą na swoje usprawiedliwienie mam też to, że ja to robiłam nim ta moda do mnie dotarła. Żółtą brukiew pierwszy raz
kupiłam 3-4 lata temu i nawet nie bardzo wtedy wiedziałam co z nią zrobić. Jedyny przepis jaki wtedy znalazłam to
prezentowana dzisiaj kaszubska zupa z brukwi na gęsinie. Zresztą nie tylko z brukwią miałam problem, w moim domu rodzinnym jadło się tak mało rodzajów warzyw, że dynia, brukselka, szpinak czy cykoria były dla mnie takim samym kulinarnym wyzwaniem jak jarmuż, salsefia, pasternak, topinambur czy właśnie brukiew.
Zastanawiam się też czasami dlaczego niektóre warzywa zniknęły z powszechnego użytku. Są teorie, że np. brukiew źle się kojarzyła: z biedą, głodem ale z tego samego powodu rzadkością powinny być też ziemniaki a przecież nie są. Może niektóre warzywa są trudne w smaku czy przygotowaniu? Brukiew jest twarda, ciężko się ją obiera a do tego ostrawa i mniej wszechstronna niż ziemniaki. Z drugiej strony dla mnie kalarepa też jest "trudna" a jednak powszechnie dostępna. Ciekawe czy macie jakieś teorie?