środa, 22 października 2014

Tort truflowy z whisky



To jeden z przepisów z galerii potraw, który dość długo czekał na realizację. Zdecydowanie za długo. Leżakował wydrukowany w stercie innych przepisów, bo wg jednych miał być przepyszny a wg innych średnio: bo masa się nie ścięła, bo zbyt alkoholowy, bo biszkopt nie taki.

Torcik więc czekał na okazję ale świętowaną bez gości, żeby klapy nie było. I bardzo dobrze, bo żal by mi było oddać najmniejszy kawałek:) Jest po prostu re-we-la-cyj-ny! Kremowy, cudownie aksamitny (chyba dobrze, że zrezygnowałam ze skórki pomarańczowej), jak gorzka trufla (ilość cukru zmniejszyłam prawie o połowę). Pochłonęłam go na pół z jubilatem. Rum zamieniłam na whisky ponieważ jubilat jest jej amatorem ale z rumem, likierem pomarańczowym i każdym alkoholem, który pasuje do czekolady pewnie też będzie pyszny. Robienie zdjęć dwóm ostatnim kawałkom i konieczność wdychania zapachu i powstrzymywania się przed zjedzeniem to była katorga. 




czwartek, 2 października 2014

Galette - rustykalna tarta z masą kakaową i borówkami



Myśl o zrobieniu galette odsuwałam długo. Czy po to kupowałam foremki do tart, gadżeciarskie, ceramiczne kuleczki i opanowywałam sztukę wylepiania, podpiekania, zdejmowania tych kuleczek,  żeby piec coś takiego? Tarty z kremem pattisiere (jak ta śliwkowa ), z bezą (jak ta z rabarbarem) albo taka gruszkowa  to  owszem ale tutaj ta dodatkowa warstwa ciasta na wierzchu... nie nie.

czwartek, 18 września 2014

Smażona cukinia z parmezanem



Cukinie zrywamy młode bo są wtedy delikatne, mają miękką skórkę i do większości dań (chociażby do placków z cukinii czy makaronu z cukinią) nie trzeba ich wydrążać. To jednak tylko czysta teoria bo ile to razy dostaje nam się w prezencie wielka i okazała bo ktoś nie zajrzał na czas pod krzaczek i zniecierpliwiona przerośnięta cukinia zaczęła w końcu sama spod niego wyglądać?
To danie powstało właśnie z takiego podarunku. Miało być coś a'la leczo z papryką, pomidorami i pieczarkami ale tak mi się spodobał smak tego co wyszło, że poprzestałam w połowie planu i dzięki temu pół dwu kilogramowej cukinii zjedliśmy ze smakiem na raz i za chwilę dorabiałam drugą porcję.

piątek, 5 września 2014

Placki z cukinii





Chciałabym napisać "placki z cukinii bez sera" bo jakoś ostatnio wszędzie widzę z serem. Kiedyś też dodawałam ale ta wersja bardziej przypadła mi do gustu i od kilku lat tylko takie robię.

Ogólne uwagi to :
- Nie bać się ziół. Dodaję do cukinii całą furę zieleniny, naprawdę wielkie pęczki a jej smak w plackach znika w połączeniu z niezbyt wyrazistą (żeby nie powiedzieć mdłą) cukinią.
- Nie piszę ile mąki bo to zależy od wodnistości cukinii i rodzaju mąki. Ma być jej tylko tyle by placki dały się formować i przewracać. Wtedy będą delikatne.
- Rozgrzewać patelnię na tyle wcześnie by smażyć placki zaraz po wymieszaniu składników. W czasie jak ciasto stoi staje się coraz bardziej wodniste bo cukinia puszcza sok. Być może pod koniec smażenia trzeba będzie mąki dosypać.
- Smażyć na mocno rozgrzanej patelni. Placki dość wolno się rumienią.
- Można pokusić się o inne dodatki ja na przykład ostatnio dodałam jeszcze pora.


środa, 3 września 2014

Zupa wiśniowa - chłodząca albo rozgrzewająca


Wracam po trzy tygodniowej urlopowej przerwie z zaległym przepisem. Miałam go opublikować w wolnej chwili ale ostatecznie postanowiłam odpocząć od wszystkiego co mam na co dzień: nie gotowałam wcale a komputer włączałam co kilka dni na 5 minut, żeby sprawdzić pocztę albo namiar co gdzie zjeść. Najpierw pomyślałam, że może teraz trochę głupio wyskakiwać z takim letnim przepisem ale może tęskniąc za latem otworzę słoik z wiśniami albo kupię paczkę mrożonych a ostatecznie przyda się w przyszłym sezonie. Zresztą czy zupa wiśniowa z korzennymi przyprawami i winem jest dobra tylko na lato? Przecież zimą dla rozgrzewki pijemy grzańca z goździkami, cynamonem a może i sokiem wiśniowym. Czasami można przeczytać, że jakiś składnik jest rozgrzewający a inny wychładzający ale szczerze mówiąc zawsze ciekawi mnie w jaki sposób to się stwierdza no i jak to jest z przyprawami korzennymi? My dodajemy je zimą na rozgrzewkę a mieszkańcy cieplejszych krajów (skąd te przyprawy często pochodzą) w upalne dni do potraw.

środa, 13 sierpnia 2014

Zupa jagodowa i małe szkodniki


Tak, tak, jagody to małe szkodniki. Rzadko udaje mi się z nich coś ugotować lub zjeść, żeby nie pozostawiły plamy na ubraniu. Nawet jak bardzo uważam i już, już bliska jestem sukcesu to zawsze znajdzie się winny ostatni radośnie tryskający jagodowy pieróg albo nawet pusty talerz po zupie niesiony do zmywarki. Nie może mnie to jednak zniechęcić bo zupę jagodową tak uwielbiam, że zajadam się nią w sezonie do oporu, dopóki już jagód dostać nie można, a chwila ta jest bliska.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Porzeczkowy sernik na zimno.




Ostatnio zdałam sobie sprawę, że prawie nie odczuwam upałów. Wychodzę z domu o 6 rano, jest przyjemnie ciepło ale nie, żeby gorąco. Kilka godzin pracy w klimatyzowanym pokoju - bywa nawet chłodno, szczególnie w stopy i ręce. Nie piję kawy frappe ani ice tea, bo przed czym tu się chłodzić? Kiedy wychodzę późnym popołudniem, czuję przyjemne uderzenie gorącego powietrza ale zaraz wsiadam w klimatyzowany tramwaj a potem schodzę w chłodne podziemia dworca albo metra. Innym razem wchodzę do klimatyzowanych sklepów. W odzieżowych kuszą mnie minimalistyczne sandałki i lekkie sukienki. Rozsądek nakazuje poprzestać na jednej, przypominając, że to tylko chwilowa potrzeba, bo upalnych weekendów w roku jest zaledwie kilka a do pracy taki strój się niestety nie nadaje.

Czasami zazdroszczę ludziom o wolnych zawodach. Spoglądam z okna biurowca jak błąkają się właśnie w tych lekkich ubraniach, których ja z rozsądku nie kupuję, po placach, modnych bazarach, stoją w kolejce po "najlepsze lody w mieście", piją dla ochłody koktajle i szukają schronienia przed słońcem w cieniu kawiarnianych parasoli.

O upałach zwykło się mówić "nieznośne" (choć dla mnie tylko te powyżej 30 stopni) ale ich niedostatek sprawia, że kiedy kończy się lato myślę: "to już? i tylko tyle?". Dlatego z niepokojem spoglądam, że to już sierpień i wystawiam się na upalne słońce, kiedy tylko mogę, nim nowa letnia sukienka znowu, na prawie rok, zawiśnie w szafie.

czwartek, 31 lipca 2014

Pierwsza rocznica - podsumowanie i recykling odpadów.


Minął rok mojego blogowania. Bardzo dziękuję przede wszystkim Wam, moi Drodzy, którzy tu zaglądacie, komentujecie albo tylko podpatrujecie. Dzięki za wszystkie miłe słowa, które bardzo mnie cieszą i dobre rady, które bardzo cenię.

Termin rocznicy jest trochę umowny. Dokładna data jest nie do ustalenia bo trochę trwały pierwsze próby, zaznajamianie się z techniką, poza tym umieściłam kilka wpisów wstecznych. Za datę więc obrałam utworzenie fanpage'a, który zakończył wypuszczanie bloga w świat. Pamiętam tylko, że pierwsze zdjęcia jakie robiłam z myślą o blogu to zdjęcia pleśniaka z czerwoną porzeczką, który pojawił się też w tym roku. Może to ciasto będzie co roku takim tortem urodzinowym bloga:) To nie był jedyny powtórzony przepis. Rok zatoczył koło i robiłam już  także pierogi z bobem i sernik na zimno i wiele innych dań. Taka prywatna książka kulinarna to jest naprawdę użyteczna sprawa i chyba ja zaglądam tu najczęściej, żeby sobie przypomnieć ulubiony przepis:). Mówiąc o zaglądaniu wstecz, przyznam też szczerze, że jak po czasie czytam niektóre moje wpisy to się łapię za głowę. Wybaczcie, z racji zawodu jestem przyzwyczajona raczej do kodowania niż pisania prozy. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej albo zacznę się ograniczać tylko do przepisów:)

Blog kulinarny to także fotografia, która kiedyś w ogóle mnie nie pociągała, ale co zrobić kiedy jemy oczami? To, że postępy spore zrobiłam widać po corocznym „rocznicowym” wypieku (aparat ten sam) możecie mnie pochwalić ;-). Choć wydaje mi się, że poziom zdjęć, przy posiadanym sprzęcie, chyba już osiągnął szczyt.




Wpisów na tym blogu nie ma wiele, ale nigdy moim celem nie była duża ich liczba (choć nie ukrywam, że czasami dręczy myśl ile to czasu minęło od ostatniej publikacji) za to wszystkie są sprawdzone i często wielokrotnie powtarzane i nie powstają specjalne na jeden raz. Wiele rzeczy chciałabym jeszcze spróbować i wiele zrobić. Mam taką listę (jak to się u nas w branży mówi TODOsów) którą nieustannie modyfikuję. W ciągu tego roku było też oczywiście wiele potraw, których nie pokazałam z różnych przyczyn: albo zdjęć nie zdążyłam zrobić bo szkoda było głodnej rodziny lub pysznego ciepłego dania, albo przepisu nie spisałam, albo danie wymagało dopracowania lub w ogóle się nie sprawdziło. Oto kilka przykładów, które zginęły gdzieś w czeluściach katalogu „śmieci” ale przy okazji urodzin właśnie taki wpis o "odpadach blogowych" postanowiłam zrobić.


piątek, 25 lipca 2014

Pleśniak z porzeczkami czyli kto tu rządzi.



Od kiedy mam swój przydomowy mini-ogródek nieco zmieniły się moje zakupy i planowanie posiłków. Dawniej zarządziłam, że zrobię ciasto z wiśniami i kupowałam wiśnie. Proste. Teraz to ogródek rządzi mną. Większość owoców dojrzewa nagle i dla mnie - kupującej kiedyś po 0,5 kg - w ilości hurtowej. O ile są to maliny czy borówki, które wszyscy chętnie zjadają prosto z krzaka to nie ma problemu. Z takimi znowu, których nikt nie chce jeść, jak aronia, też nie ma problemu: robię sok i koniec. Kiedy jednak nagle dojrzewa na krzaczku osiem kilogramów czerwonej porzeczki, to się zaczyna coroczne zastanawianie: co z tym zrobić? Bo czerwona porzeczka nie jest łatwym owocem.

wtorek, 8 lipca 2014

Karmelizowane marchewki


Po szparagach z patelni przedstawiam marchewki również z patelni. Szczególnie smaczne są oczywiście młode. Wcześniej głównie gotowałam je dorzucając na przykład do ziemniaków, jednak wtedy brakowało mi odrobiny więcej słodyczy, tym bardziej, kiedy czasami trafiły się niezbyt smaczne. Jeżeli ich smak pozostawiał wiele do życzenia, to żeby je "przemycić", robiłam puree ziemniaczano - marchewkowe (jedna z niewielu rzeczy, którą pamiętam z dawnej wizyty we Francji). Natomiast od czasu wdrożenia tego - ogólnie zresztą znanego - przepisu, marchewki stały się u nas hitem. Też tak u Was jest, że każdy na talerzu na koniec zostawia najlepszy kąsek? No więc u nas każdy zostawiał sobie kawałek marchewki. Kupowałam po kilka pęczków na raz. Ten sposób przygotowania sprawia, że zawsze są pyszne, idealne nie tylko na codzienny obiad ale i na uroczyste przyjęcie.