Minął rok mojego blogowania. Bardzo dziękuję przede wszystkim Wam, moi Drodzy, którzy tu zaglądacie, komentujecie albo tylko podpatrujecie. Dzięki za wszystkie miłe słowa, które bardzo mnie cieszą i dobre rady, które bardzo cenię.
Termin rocznicy jest trochę umowny. Dokładna data jest nie do ustalenia bo
trochę trwały pierwsze próby, zaznajamianie się z techniką, poza tym umieściłam
kilka wpisów wstecznych. Za datę więc obrałam utworzenie fanpage'a, który
zakończył wypuszczanie bloga w świat. Pamiętam tylko, że pierwsze zdjęcia jakie
robiłam z myślą o blogu to zdjęcia pleśniaka z czerwoną porzeczką, który
pojawił się też w tym roku. Może to ciasto będzie co roku takim tortem
urodzinowym bloga:) To nie był jedyny powtórzony przepis. Rok zatoczył koło
i robiłam już także pierogi z bobem i
sernik na zimno i wiele innych dań. Taka prywatna książka kulinarna to jest naprawdę
użyteczna sprawa i chyba ja zaglądam tu najczęściej, żeby sobie przypomnieć
ulubiony przepis:).
Mówiąc o zaglądaniu wstecz, przyznam też szczerze, że jak po czasie czytam niektóre moje wpisy
to się łapię za głowę. Wybaczcie, z racji zawodu jestem przyzwyczajona raczej
do kodowania niż pisania prozy. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej albo zacznę
się ograniczać tylko do przepisów:)
Blog kulinarny to także fotografia, która kiedyś w ogóle mnie nie pociągała,
ale co zrobić kiedy jemy oczami? To, że postępy spore zrobiłam widać po corocznym „rocznicowym” wypieku (aparat ten sam) możecie mnie pochwalić ;-). Choć
wydaje mi się, że poziom zdjęć, przy posiadanym sprzęcie, chyba już osiągnął
szczyt.
Wpisów na tym blogu nie ma wiele, ale nigdy moim celem nie była duża ich liczba (choć
nie ukrywam, że czasami dręczy myśl ile to czasu minęło od ostatniej publikacji) za to wszystkie są sprawdzone i często wielokrotnie powtarzane i nie powstają
specjalne na jeden raz. Wiele rzeczy chciałabym jeszcze spróbować i wiele zrobić. Mam taką
listę (jak to się u nas w branży mówi TODOsów) którą nieustannie modyfikuję. W ciągu tego roku było też oczywiście wiele potraw, których nie pokazałam z różnych przyczyn: albo zdjęć nie zdążyłam
zrobić bo szkoda było głodnej rodziny lub pysznego ciepłego dania,
albo przepisu nie spisałam, albo danie wymagało dopracowania lub w ogóle się nie
sprawdziło. Oto kilka przykładów, które zginęły gdzieś w czeluściach katalogu
„śmieci” ale przy okazji urodzin właśnie taki wpis o "odpadach blogowych" postanowiłam zrobić.
Ulubiona zupa męża: warzywna z buraczkami. Prosta sprawa ale warzywa muszą być tak pokrojone jak na zdjęciu, inaczej wg. męża jest dobra ale już mniej:) No ale jaki tu przepis podawać:)
Tarty z ciasta francuskie z botwinką. Czegoś im zabrakło, żeby stwierdzić, że pyszne były.
Wigilijne śledzie z beczki z olejem lnianym i rydzowym. Chciałam Was zachęcić, żeby przynajmniej czasami zrezygnować z tych wszystkich a'la matiasów (chyba zawsze z sorbinianem potasu i benzoesanem sodu). Niestety zdjęcie zrobiłam tylko przed obróbką:)
W zupie cebulowej się zakochałam ale przyzwoitych zdjęć też się nie doczekała.
Szparagi - z szynką i jajkiem w koszulce (moje pierwsze próby). Były też białe z sosem holenderskim. Najlepsze na ciepło wiec sesji nie było czasu zrobić a i sztukę robienia sosu holenderskiego muszę dopracować.
Bliny gryczane. Pyszne, choć niestety bardziej czasochłonne niż inne racuchy. Najlepsze na ciepło więc zawsze było za późno i zdjęcia już robione po zmroku a tej sztuki jeszcze nie opanowałam. (Teraz już wiem przynajmniej tyle, że balans bieli powinnam była zmienić).
Gęś przy której odkryłam, że warto na raz kupić dwie, bo wtedy udka sprytnie się układają w naczyniu: dwa lewe lub dwa prawe.
Pieczona z cydrem, pigwą, jabłkiem, czosnkiem i majerankiem. Gdy była gotowa już było ciemno, ale może i dobrze, bo powstały sos, mimo że przepyszny, nie wyglądał zachęcająco.
Często jadam bardzo proste rzeczy i z tego co jest w domu, chociażby takie kasze z warzywami czy proste duszone mięso bez żadnych "udziwnień", żeby dziecko chciało jeść.
Drożdżowe nadziewane bułeczki - niespodzianki, na zużycie resztek dżemów i mrożonych owoców - u mnie były w czterech smakach. Może kiedyś się pojawią.
Nie wszystkie eksperymenty warte są publikacji. Np. babka piaskowa tyle, że z dodatkiem karobu.
Makowiec z białym makiem jako eksperyment. Rogale Marcińskie lubię ale w strucli powróciłam do maku niebieskiego.
Ciasto z rabarbarem z "Kwestii Smaku" - powtórki nie będzie bo dla mnie zbyt tłuste się okazało.
Pierwsze podejście do rydzów: z cebulką na gęsim smalcu. Nie spisane, nie obfotografowane, pewnie poszukiwania w tym temacie będą trwały.
Miał być piękny syrop fiołkowy Komarki ale nie wyszedł i zużywałam potem słoiczki skarmelizowanego syropu cukrowego.
Czasami zajmuję się też testowaniem. Np. która bazylia najlepsza: zwykła, cytrynowa czy czerwona?
albo czy w mango im większe tym lepsze a może im bardziej czerwone?
Czasami biorę też udział w konkursach ale ostatnio już rzadko. Burgery z fasoli w sezamie z sosem miodowo-musztardowym. Były na konkurs "Trzech znaków smaku". Nic nie wygrałam:)
Było tego oczywiście dużo, dużo więcej ale może niech reszta pozostanie milczeniem.
Domowe lizaki - wyszły naprawdę niezłe w smaku, tylko trochę miękły podczas leżenia ale przepisu nie dopracowałam, bo dziecko nie chce lizaków, żadnych:) Pozostało mi spore opakowanie
patyczków.
Ulubiona zupa męża: warzywna z buraczkami. Prosta sprawa ale warzywa muszą być tak pokrojone jak na zdjęciu, inaczej wg. męża jest dobra ale już mniej:) No ale jaki tu przepis podawać:)
Tarty z ciasta francuskie z botwinką. Czegoś im zabrakło, żeby stwierdzić, że pyszne były.
Wigilijne śledzie z beczki z olejem lnianym i rydzowym. Chciałam Was zachęcić, żeby przynajmniej czasami zrezygnować z tych wszystkich a'la matiasów (chyba zawsze z sorbinianem potasu i benzoesanem sodu). Niestety zdjęcie zrobiłam tylko przed obróbką:)
W zupie cebulowej się zakochałam ale przyzwoitych zdjęć też się nie doczekała.
Szparagi - z szynką i jajkiem w koszulce (moje pierwsze próby). Były też białe z sosem holenderskim. Najlepsze na ciepło wiec sesji nie było czasu zrobić a i sztukę robienia sosu holenderskiego muszę dopracować.
Bliny gryczane. Pyszne, choć niestety bardziej czasochłonne niż inne racuchy. Najlepsze na ciepło więc zawsze było za późno i zdjęcia już robione po zmroku a tej sztuki jeszcze nie opanowałam. (Teraz już wiem przynajmniej tyle, że balans bieli powinnam była zmienić).
Gęś przy której odkryłam, że warto na raz kupić dwie, bo wtedy udka sprytnie się układają w naczyniu: dwa lewe lub dwa prawe.
Pieczona z cydrem, pigwą, jabłkiem, czosnkiem i majerankiem. Gdy była gotowa już było ciemno, ale może i dobrze, bo powstały sos, mimo że przepyszny, nie wyglądał zachęcająco.
Często jadam bardzo proste rzeczy i z tego co jest w domu, chociażby takie kasze z warzywami czy proste duszone mięso bez żadnych "udziwnień", żeby dziecko chciało jeść.
Drożdżowe nadziewane bułeczki - niespodzianki, na zużycie resztek dżemów i mrożonych owoców - u mnie były w czterech smakach. Może kiedyś się pojawią.
Nie wszystkie eksperymenty warte są publikacji. Np. babka piaskowa tyle, że z dodatkiem karobu.
Makowiec z białym makiem jako eksperyment. Rogale Marcińskie lubię ale w strucli powróciłam do maku niebieskiego.
Ciasto z rabarbarem z "Kwestii Smaku" - powtórki nie będzie bo dla mnie zbyt tłuste się okazało.
Pierwsze podejście do rydzów: z cebulką na gęsim smalcu. Nie spisane, nie obfotografowane, pewnie poszukiwania w tym temacie będą trwały.
Miał być piękny syrop fiołkowy Komarki ale nie wyszedł i zużywałam potem słoiczki skarmelizowanego syropu cukrowego.
Czasami zajmuję się też testowaniem. Np. która bazylia najlepsza: zwykła, cytrynowa czy czerwona?
albo czy w mango im większe tym lepsze a może im bardziej czerwone?
Czasami biorę też udział w konkursach ale ostatnio już rzadko. Burgery z fasoli w sezamie z sosem miodowo-musztardowym. Były na konkurs "Trzech znaków smaku". Nic nie wygrałam:)
Było tego oczywiście dużo, dużo więcej ale może niech reszta pozostanie milczeniem.
Gratulacje rocznicy! ja też korzystam ze swojego bloga jak z prywatne książki kucharskiej:)
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie wielka zaleta blogowania:)
UsuńKochana Mątewko :) sto lat, sto lat blogowania!!! :)))
OdpowiedzUsuńJa jestem można rzec w połowie drogi i w związku z tym popełniam mnóstwo błędów: poczynając od niepotrzebnej pisaniny, poprzez posty robione na prędce i zdjęcia które profesjonalne nigdy nie będą, bo brak sprzętu i umiejętności....czasem trochę niepotrzebnie,, napalam,, konkursowo itp.itd. :))
Bardzo lubię do Ciebie zaglądać :) więc bloguj jak najdłużej :)))
Ps. ostatnie zdjęcia pleśniaka super :)) widać postępy....
Pozdrawiam <3
Olu, ja tez chętnie do Ciebie zaglądam:) a każdy sposób prowadzenia bloga ma swoje wady i zalety i każdy niech go prowadzi tak jak mu pasuje:) albo czas pozwala...
UsuńDużo szczęśliwości, samych pyszności i wiele wytrwałości! Bo naprawdę warto tu zaglądać!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:)
UsuńTo już rok minął? Pamiętam jak założyłaś blog, a jeszcze wcześniej Twoją aktywność na Galerii Potraw (teraz wydaje się, że było to w innej epoce). Przypomina mi się dyskusja o fotografii przy okazji jakiegoś mojego postu na GP (zdaje się, że broniłaś mnie przed krytyką forumowiczów odnośnie moich, co tu dużo mówić, niezbyt udanych zdjęć). Twoje zdjęcia są rzeczywiście o wiele lepsze (nieskromnie stwierdzę, że moje też) - gratulacje. A z Twoich przepisów na blogu chyba największe wrażenie zrobił na mnie makowiec wigilijny - a ściślej mówiąc sposób w jaki go zrolowałaś - widać w tym umysł ścisły, u mnie nawet rysunek techniczny byłby mniej staranny. Co do kilkukrotnego testowania przepisów masz absolutną rację - po tym jak usunęłam na swoim blogu dwa przepisy, które wcale takie rewelacyjne nie były jak mi się wcześniej wydawało, zaczęłam staranniej selekcjonować przepisy do publikacji. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, broniłam Cię i zdania temacie dyskusji nie zmieniłam:) Galerię Potraw długo śledziłam tylko jako obserwator. Kiedy już miałam coś do zaprezentowania atmosfera zrobiła się taka, że bałam się odezwać. Ciągle darzę ją sentymentem – tyle wielkich blogów z niej wyrosło – ale już rzadko zaglądam. Twojego bloga też dzięki niej poznałam i choć nie komentuję często, to śledzę każdy Twój wpis i podziwiam celne uwagi i komentarze i wiedzę w dziedzinach, w których ja jej nie mam:) i to że wytrwale dajesz radę przy kolejnym maleństwie.
UsuńOdnośnie sprawdzania przepisów to już po opublikowaniu tego wpisu pomyślałam, że sprawa i tak nie jest prosta. Ile to razy zrobimy nieznaczne odstępstwo: użyjemy innego produktu albo innego sprzętu i się okazuje, że sprawdzony przepis zawiódł. Dlatego przepisy przepisami ale doświadczenie w kuchni jest nie do przecenienia.
Ja już też rzadko zaglądam na GP. Moja druga córka to mały aniołek (w przeciwieństwie do pierwszej), więc nie jest tak źle.
UsuńZgadzam się, że nawet nieznaczne odstępstwo może sprawić, że danie wyjdzie zupełnie inne. Co więcej, nawet jedno danie przygotowane w ten sam sposób, z tych samych składników przez dwie różne osoby będzie smakować inaczej. Kuchenna magia:)
O, gratulacje i dalszego udanego blogowania i gotowania przede wszystkim! :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńGratuluję i życzę kolejnych rocznic:) A w blogowaniu chyba nie chodzi o ilość, a o jakość!
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńDla mnie nie ale też rozumiem, że jeżeli dla kogoś to praca to ilość też jest ważna:)
Sto lat dla bloga! i życzę samych udanych przepisów!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:)
UsuńGratuluję Mątewko:) roczku !
OdpowiedzUsuńjesteśmy w tym samym wieku Kochana;)
Wiem, wiem, pamiętam nasze początki:)
UsuńTen blog to po to, żeby mężowi nie tłumaczyć tylko odesłać go na stronę www ... ;) hę?
OdpowiedzUsuńOtóż to:) Przy okazji testuję czy przepis dobrze podany.
Usuń