Ostatnio zdałam sobie sprawę, że prawie nie odczuwam upałów. Wychodzę z domu o 6 rano, jest przyjemnie ciepło ale nie, żeby gorąco. Kilka godzin pracy w klimatyzowanym pokoju - bywa nawet chłodno, szczególnie w stopy i ręce. Nie piję kawy frappe ani ice tea, bo przed czym tu się chłodzić? Kiedy wychodzę późnym popołudniem, czuję przyjemne uderzenie gorącego powietrza ale zaraz wsiadam w klimatyzowany tramwaj a potem schodzę w chłodne podziemia dworca albo metra. Innym razem wchodzę do klimatyzowanych sklepów. W odzieżowych kuszą mnie minimalistyczne sandałki i lekkie sukienki. Rozsądek nakazuje poprzestać na jednej, przypominając, że to tylko chwilowa potrzeba, bo upalnych weekendów w roku jest zaledwie kilka a do pracy taki strój się niestety nie nadaje.
Czasami zazdroszczę ludziom o wolnych zawodach. Spoglądam z okna biurowca jak błąkają się właśnie w tych lekkich ubraniach, których ja z rozsądku nie kupuję, po placach, modnych bazarach, stoją w kolejce po "najlepsze lody w mieście", piją dla ochłody koktajle i szukają schronienia przed słońcem w cieniu kawiarnianych parasoli.
O upałach zwykło się mówić "nieznośne" (choć dla mnie tylko te powyżej 30 stopni) ale ich niedostatek sprawia, że kiedy kończy się lato myślę: "to już? i tylko tyle?". Dlatego z niepokojem spoglądam, że to już sierpień i wystawiam się na upalne słońce, kiedy tylko mogę, nim nowa letnia sukienka znowu, na prawie rok, zawiśnie w szafie.
Czasami zazdroszczę ludziom o wolnych zawodach. Spoglądam z okna biurowca jak błąkają się właśnie w tych lekkich ubraniach, których ja z rozsądku nie kupuję, po placach, modnych bazarach, stoją w kolejce po "najlepsze lody w mieście", piją dla ochłody koktajle i szukają schronienia przed słońcem w cieniu kawiarnianych parasoli.
O upałach zwykło się mówić "nieznośne" (choć dla mnie tylko te powyżej 30 stopni) ale ich niedostatek sprawia, że kiedy kończy się lato myślę: "to już? i tylko tyle?". Dlatego z niepokojem spoglądam, że to już sierpień i wystawiam się na upalne słońce, kiedy tylko mogę, nim nowa letnia sukienka znowu, na prawie rok, zawiśnie w szafie.
Cywilizacja-klimatyzacja zmieniła także moje potrzeby kulinarne. Zapominam o wodzie z miętą i cytryną, rzadko gotuję i jadam chłodniki, częściej lody ale raczej dla przyjemności niż ochłody. Serniki na zimno też konsumuję głównie dla przyjemności.
Poniższa modyfikacja podstawowego przepisu powstała, kiedy myślałam o tym jak najlepiej spożytkować porzeczkowy urodzaj. Najzdrowsze są ponoć owoce surowe, tylko co zrobić, gdy po jednej miseczce mam dosyć a reszta domowników nawet nie tknie? No więc postanowiłam surowe, przetarte przez sito porzeczki dodać do mojego sernika na zimno. To był strzał w dziesiątkę.
Poniższa modyfikacja podstawowego przepisu powstała, kiedy myślałam o tym jak najlepiej spożytkować porzeczkowy urodzaj. Najzdrowsze są ponoć owoce surowe, tylko co zrobić, gdy po jednej miseczce mam dosyć a reszta domowników nawet nie tknie? No więc postanowiłam surowe, przetarte przez sito porzeczki dodać do mojego sernika na zimno. To był strzał w dziesiątkę.
Sernik na zimno porzeczkowy.
Tortownica 17-19 cm
Mus owocowy:
- ok. 800 kg porzeczek (czarnych, czerwonych lub mieszanych)
- ok. 200 - 250 g cukru
Cukier dodawać stopniowo do uzyskania właściwego dla siebie poziomu słodyczy.
Galaretka.
- 2 szklanki musu owocowego z cukrem
- 2 płaskie łyżki żelatyny (18g)
- kieliszek alkoholu (opcjonalnie)
Masa serowa
- 400 g białego serka
- pozostały mus owocowy z cukrem (ok. 1 szklanki)
- 2 płaskie łyżki żelatyny (18g)
- 0,5 szklanki wody do rozpuszczenia żelatyny (może też być mleko lub słodka śmietanka)
- opcjonalnie dodatkowy cukier
Ser, jeżeli jest wyjęty z lodówki, podgrzać w rondelku tak by był lekko ciepły. Jeżeli nie jest dobrze zmielony zmiksować blenderem.
Do sera dodać rozpuszczoną wcześniej żelatynę oraz mus owocowy i dokładnie wymieszać.
Spróbować i jeżeli trzeba - dosłodzić.
Wlać masę do tortownicy (powinna być letnia) i wstawić do lodówki.
Kiedy masa serowa stężeje wylać galaretkę na masę serową i ponownie wstawić do lodówki, najlepiej na całą noc.
Pierwszy zrobiłam z czerwonej porzeczki a drugi z czarnej robiąc połowę mniej galaretki na koszt większej ilości masy serowej.
bardzo lubię takie ciasta
OdpowiedzUsuńU mnie to obowiązkowy letni smakołyk:)
Usuńracja, takie uroki życia w mieście i pracy w biurze
OdpowiedzUsuńaczkolwiek jak obserwuję dresscode, pracuąc już z 15 lat w sumie, to się mocno rozluźnił
Jak widać wszystko ma wady i zalety
UsuńTen z dużą porcją galaretki wygląda super.... aż chce się sięgnąć po kawałek :)
OdpowiedzUsuńOj tak, i te kawałki szybko znikają:)
UsuńOba wyglądają wspaniale, jestem pewna, że na porzeczki w takiej formie rodzina skusiła się z rozkoszą :)
OdpowiedzUsuńOtóż to. Przemycone i wszystko zjedzone:)
UsuńZazdroszczę klimatyzowanego miejsca pracy, ja po 8 godzinach w dusznym nasłonecznionym i ogrzanym komputerami pokoju bez klimatyzacji o niczym juz nie jestem wstanie myśleć jak tylko o wielkiej szklanie wody z lodem i cytryną no i przydałby sie taki sernik na zimno. Pysznie wyglada i doskonale smakuje.
OdpowiedzUsuńAż nie chce mi się wierzyć... myślałam, ze klimatyzacja to już standard. Widzę ją w każdym sklepiku a co dopiero w pokoju z komputerami... Petycje do prezesa pisać! :)
UsuńSernik porzeczkowy to jest to co muszę wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńJeżeli jest się fanem porzeczek to jak najbardziej:)
UsuńTo musiało być świetne orzeźwienie ^^
OdpowiedzUsuńPrawie jak lody:)
UsuńDziękuję, bardzo kuszące są takie akcje tylko czasu ciągle brak...
OdpowiedzUsuń