Żarkoje czyli "gorące". Czy może być lepsza reklama na zimowy posiłek?
Dla mnie to wspomnienie z pewnej restauracji w której byłam wiele lat temu. Gulasz mięsno-warzywny dobrze doprawiony, zamknięty w małym glinianym naczyniu. Przykryty był pokrywką-czapeczką z ciasta drożdżowego, które potraktowałam jak pieczywo a później się dowiedziałam, że mogło też służyć jako miseczka do wykładania zawartości.
Długo trwało nim kupiłam naczynia, w których mogłabym odtworzyć to danie sama. Mają one pokrywki, dzięki temu unikam uroczej ale jednak bardziej czasochłonnej wersji z czapeczkami.
Kiedy zaczęłam szukać inspiracji czym powinnam wypełnić moje garnuszki okazało się, że niewiele jest przepisów na żarkoje na polskich stronach, za to kierując się sposobem przygotowania i podawania tego dania znalazłam wiele jego odpowiedników: czenaki, czynaki, czanachi, czenachy - Rosja, Litwa, Ukraina, Gruzja. Giuwecz, gjuwecz - dania serbskie, bosniacke, bułgarskie i wszelkie gulasze i zapiekanki w garnkach glinianych czy nawet tagine/tajine. Każdy kraj, region i pewnie każda gospodyni ma swoją wersję, swoje proporcje i tajne składniki. Jako zawartość spotkać można:
- dowolne mięso: chude, tłuste, pokrojone w kawałki, mielone, drób, wołowina, baranina, wieprzowina, wędliny
- warzywa itp.: ziemniaki, papryka, marchew, bakłażan, pomidory, kapusta, kiszonki, cebula, czosnek, groszek, zielenina, strączkowe, grzyby, śliwki
- przyprawy: pieprz, sól, listek laurowy, papryka słodka, ostra, wędzona, pasty pomidorowe, paprykowe
- kasze, ryż
- nabiał: ser, śmietana, jajka
- alkohol
Moje pierwsze żarkoje było bardzo proste.
Składniki na 4 porcje:
- 350 g wołowiny
- 220 g cebuli (2 średnie)
- 4 ząbki czosnku
- 360 g ziemniaków
- 1 czerwona papryka
- 150 g brązowych pieczarek (mogą być białe lub inne grzyby)
- 80 g słoiczek koncentratu pomidorowego
- 8 suszonych śliwek
- trochę mąki do oprószenia mięsa
- 2 szklanki bulionu
- pieprz, sól, słodka papryka
Mięso pokroiłam w paseczki, lekko obtoczyłam w mące i obsmażyłam na rozgrzanym na patelni tłuszczu. (czynność nie konieczna)
Ziemniaki, cebulę, paprykę i pieczarki pokroiłam w dużą kostkę, czosnek posiekałam.
Wszystkie składniki układałam warstwami w naczyniach przesypując przyprawami.
Zalałam bulionem wymieszanym z koncentratem pomidorowym.
Piekłam w piekarniku w 150 stopniach 3 godziny. Wiele przepisów nakazuje piec ok. godziny w 180 stopniach jednak ja wolałam potrzymać w piekarniku dłużej żeby mieć pewność, że wołowina będzie miękka.
Pogoda sprzyja temu rozgrzewającemu daniu i na pewno będą kolejne eksperymenty.
koniecznie na listę do zrobienia, uwielbiam takie rozgrzewające, sycące, zimowe dania:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa mojej liście było długo ale w końcu się doczekało:)
UsuńUwielbiam, w mojej rodzinie mama często robiła to danie, choć w nieco innej wersji dodatków. Masz piękne naczynka do niego. Ja znam wersję z Odessy, gdzie korzeniami sięga część rodziny i tam często robiono to danie w jednym dużym garnku, zawsze jednak wieńczyła tę potrawę łyżka cudownej, gęstej kwaśnej śmietany. Bardzo się cieszę, że przypomniałaś mi o tym daniu. :)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa Twojej wersji. Takie przepisy dopracowywane latami są najcenniejsze. Mam nadzieję, że kiedyś go spiszesz i się podzielisz:)
UsuńNoszę się z takim zamiarem od jakiegoś czasu, ale nie mam śmiałości. Przepis mojej mamy wydaje się być bardzo plebejski i jego smak tkwi w doborze dobrej jakości naturalnych produktów (głównie chodzi o mięso). Namierzyłam już Pana rzeźnika z prawdziwego zdarzenia, który zna się na tym co sprzedaje i dokładnie wie skąd pochodzi mięso, więc kto wie...
UsuńŻe co? że plebejski?:) a to co ja zrobiłam to niby wykwintne królewskie danie?:) Koniecznie nabierz tej śmiałości nim się zima skończy bo muszę zdążyć wypróbować:) Rzeźniczkę swoją ulubioną mam więc jak tylko napiszesz co i jak to ja pędem do niej:)
Usuńśliczne te naczynka ,ciekawa jestem gdzie kupiłaś
OdpowiedzUsuńTo są naczynia dość znanej firmy Le creuset. Pojawiają się w TK Maxie oczywiście dużo taniej niż w oficjalnej cenie.
Usuńi nie jesteś w tym sama:)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na gulasz. Muszę poszukać tych naczyń, chętnie bym sobie takie kupiła.
OdpowiedzUsuńJa długo ich wypatrywałam a jak kupiłam to potem ciągle widziałam w różnych innych prześlicznych kolorach:)
UsuńIdealny posiłek na zimę.....koniecznie muszę wypróbować. Bardzo urokliwe te naczynka.....:-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie:) Ja niedługo robię kolejne podejście.
UsuńPyszności serwujesz!
OdpowiedzUsuńCzy można się przysiąść...
Zapraszam:)
UsuńPyszne danie!
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o żarkoje, ale sądząc po zdjęciach i składzie danie musi smakować fantastycznie!
OdpowiedzUsuńW takim razie zachęcam do spróbowania:)
UsuńWszelkie gulasze wprost kocham:) a ten jest wart długiego pichcenia. Aż głodna się zrobiłam na poważnie.
OdpowiedzUsuńZ blogami jak z marketami: nie wchodź na głodniaka:)
UsuńI to jest piękne - tyle tradycji kulinarnych, kuchni, krajów, patent podobny i zawsze niezawodny. Z zeszłorocznego wypadu do Bułgarii przywiozłem gjuwecz - robię w nim wszelkie długo duszone potrawy. Czy to stew, gulasz czy gjuwecz - wychodzi kapitalnie.
OdpowiedzUsuńI masz świętą rację - wołowina potrzebuje nawet trzech godzin, wtedy daje z siebie wszystko.
Pozdrawiam!
Muszę jeszcze zebrać kilka sprawdzonych przepisów, może znajdę coś u Ciebie?
UsuńNigdy nie robiłam, a tak lubię długo pieczone/gotowane potrawy. Dzięki za inspirację i zachwyty, których tu doznałam!
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za odwiedziny i miłe słowa.
Usuń