Czasami zamiast zacząć od klasycznego przepisu zaczynam od wariacji na jego temat. Coś gdzieś przeczytam, nie do końca pamiętam a akurat nie mam czasu żeby poszukać.
Tak było z Eton mess. Przemknął mi w książce „Gotuj z Oliverem”. Pamiętałam, że bezy i że śmietana…
No więc najpierw były bezy kawowe, potem kakaowe, potem kawowo-kakaowe, a co!
Oczywiście była bita śmietana bez cukru. Wszystko polane mieszanką kawy z alkoholem, czasami jeszcze z dodatkiem syropu miętowo-czekoladowego. Pyszne było.
Eton mess a’la tiramisu albo może odwrotnie…
No ale ciągle dręczyła ciekawość jak smakuje ORYGINALNY Eton mess?
Tak było z Eton mess. Przemknął mi w książce „Gotuj z Oliverem”. Pamiętałam, że bezy i że śmietana…
No więc najpierw były bezy kawowe, potem kakaowe, potem kawowo-kakaowe, a co!
Oczywiście była bita śmietana bez cukru. Wszystko polane mieszanką kawy z alkoholem, czasami jeszcze z dodatkiem syropu miętowo-czekoladowego. Pyszne było.
Eton mess a’la tiramisu albo może odwrotnie…
No ale ciągle dręczyła ciekawość jak smakuje ORYGINALNY Eton mess?
Wreszcie za którymś razem upiekłam bezy białe.
Co z tego kiedy na truskawki nie był sezon za to w domu był granat. Pyszne było, no ale… wiadomo.
Potem były wiśnie i nalewka śliwkowa. Potem… już nie pamiętam.
No i wreszcie truskawki.
Raz zmieszane z wodą różaną i octem balsamicznym (bo truskawki z octem balsamicznym to ponoć rarytas a wody różanej dodawała Nigella).
Kolejny raz z Malibu.
Zawsze coś muszę dodać, coś przetestować,
A właściwie czy klasyk to tak tylko beza, śmietana i truskawki?
Aha, no ale przecież Eton mess też ma swoje źródło. Tort Pavlovej zwany Pavlovą!
O ile bezy do kruszenia nie wymagają większej uwagi o tyle Pavlova już wzbudzała pewne obawy.
Ile to rzeczy może się nie udać: białka muszą być niczym nie zbrudzone, sucha czysta miska, można napotkać problemy z formowaniem (czytałam gdzieś o kilku wprawnych ruchach ale jak mieć wprawę w czymś czego się nigdy nie robiło?)
Tymczasem u mnie na złość żółtko się rozlało co prawie nigdy mi się nie zdarza i ubrudziło białko. Miska i mieszadło super suche nie były bo przed chwilą kręciły masę do tiramisu. Tymczasem beza była tak sztywna, że mogłam ją formować do woli.
Próbowałam z malinami i truskawkami.
Stwierdziłam, że jednak wolę w wersji bałaganu.
Tort
bezowy/Bezy
- 6 białek (świeżych lub rozmrożonych)
- 300 g cukru (drobnego lub pudru zdania są podzielone)
- szczypta soli
Informacja, która
bardzo mi pomogła gdy zbierałam białka w zamrażalniku:
Białko to 40g i
bierze się 50 g cukru na 40 g białek. Czyli 300 g cukru na 6 białek, które
powinny ważyć 240g.
Przy nietypowych
jajkach: malutkich lub wyjątkowo dużych też warto białka zważyć żeby np.
niepotrzebnie nie przesłodzić bezy.
Dodatki opcjonalne
(ja dodawałam tylko w przypadku Pavlovej choć podobno też nie
trzeba):
- 1 łyżka skrobi np. ziemniaczanej
- 1 łyżka octu winnego
1. Nagrzać piekarnik
do 130-150 stopni
2. Białka ubić na
sztywno.
3. Miksując
dosypywać stopniowo cukier.
4. Dodać szczyptę
soli.
5. Ubijać jeszcze
trochę.
Tu zdania są
podzielone. Jedni twierdzą, że nie za długo bo można przebić (np. Oliver ale nie
odnalazłam wskazówek kiedy rozpoznać, że zaraz beza opadnie i czy robi to
stopniowo czy momentalnie). Inni twierdzą, że bezy nie można
przebić.
6. Pod koniec
ubijania dodać skrobię i ocet. Ubijać jeszcze chwilę do dokładnego
wymieszania.
7. Blachę wyłożyć
papierem do pieczenia. Uformować bezowy "tort" lub wykładać łyżką albo
formować przy pomocy rękawa cukierniczego małe bezy, zachowując odstępy.
8. Włożyć do
piekarnika. Można zmniejszyć temp. do 100-130 stopni. Obserwować w trakcie
pieczenia. Jeżeli beza zacznie się zbyt szybko lub zbyt mocno rumienić
to należy zmniejszyć temperaturę. Może być nawet poniżej 100
stopni.
Bezę piecze się w
zależności od:
- jej
wielkości
- temperatury w
piekarniku
- żądanego
efektu
od 1 do nawet ponad
3 godzin i studzi od razu lub stopniowo.
Trzeba nabrać trochę
doświadczenia ale niech to nikogo nie przerazi tak jak mnie
kiedyś:)
Ważne żeby jej nie
spalić ale ten proces widać i czuć i można szybko
zareagować.
Problemem może być
jedynie osiągnięcie ideału wilgotności w środku.
Beza może
być:
1. całkowicie wysuszona
2. minimalnie/akceptowalnie wilgotna/ciągnąca tylko w
środku - taka jest preferowana do
Pavlovej
3. zbyt
wilgotna/ciągnąca - robi się taka "mordoklejka"
I
tak:
1. Jeżeli wysuszymy
ją dokładnie to już ciągnącej się nie da zrobić ale beza będzie jak najbardziej
smaczna. Tak ją przygotowuję jeżeli zamierzam dłużej
przechowywać.
2. Jeżeli beza jest
lekko wilgotna to dla wielu oznacza to strzał w dziesiątkę. Mi tak wyszła jak
robiłam Pavlową. Sprawdzałam kleistość patyczkiem.
Tu dodam jeszcze, że
całej nie zjedliśmy i zostawiona na blacie w kuchni po kilku dniach sama
doschła. Schowałam ja do woreczka i użyłam potem kilka razy do deserów Eton
mess.
3. Jeżeli wszyła
zbyt wilgotna to zawsze można ja dosuszyć/dopiec. Raz myślałam, że bezy są
upieczone. Były z wierzchu chrupkie a środka dokładnie nie sprawdzałam. Piekłam
późnym wieczorem, zostawiłam w piekarniku na noc żeby doschły. Tymczasem na
drugi dzień wilgoć wyszła jeszcze bardziej i okazało się jednak, że są całe
"gumowe" więc je po prostu dopiekłam. Były przeznaczone do przechowywania więc
zupełnie na sucho.
Zastanawiam się czy
jeżeli wzorem Pavlowej zostawiłabym na kilka dni to czy też by doschły bez
pomocy piekarnika.
Suche bezy można
przechowywać naprawdę bardzo długo. Nie wiem ile ale dwa lata nie sprawiły by
się któraś zepsuła:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz